Wiem, że lubisz to pewne, tak jak pierdolisz brednie. Skończysz suko dzisiaj biednie, masz trzy ryje tutaj wredne. Które są w temacie biegły i spotkały się tu. Żeby zrobić miazgę w chuj
– Co do…! – syknął, wykrzywiając twarz. Chciał jej dotknąć ręką i wtedy się zorientował, że nadgarstki ma przywiązane do metalowego wezgłowia łóżka, na którym leżał, grubym sznurem godnym bez mała miana liny wczorajszą imprezę w klubie. Powrót w rzęsistym deszczu. Wypadek, bo samochód, który prowadził wpadł w poślizg. Na szczęście on sam wyszedł z tego prawie bez skąd ten ból głowy?! I kto go, do diabła, skrępował? W dodatku w łóżku?Wysilił pamięć i zorientował się, że pomiędzy wypadkiem, gdy wydostał się w końcu z rozbitego auta, a pobudką tutaj, w jego umyśle widnieje czarna dziura. Luka. Nicość. miał pojęcia, gdzie się znajdował i jak się tutaj znalazł. No dobrze, chyba nadal był w Polsce, ale co dalej? Wykręcił szyję i ignorując dokuczliwy ból, spróbował przyjrzeć się krępującym go więzom. Z niechęcią przyznał, że wyglądały solidnie. A ponieważ nie chciało mu się szarpać, zdecydował się zaczekać na rozwój sytuacji oraz pojawienie się szczęście nie musiał czekać był wzrostu siedzącego psa i miał czarną kominiarkę na głowie. Reszta stroju też była jednolicie czarna, dziwnie obszerna, jakby o kilka numerów za duża. Z owalnego otworu powyżej zakrytego nosa widać było duże oczy w kolorze dojrzałego agrestu, okolone długimi, ciemnymi z pewnością był kobietą. I to mało przyjacielsko usposobioną, bo patrzyła na niego groźnie, ponuro i z nietajonym gniewem. Ramiona skrzyżowała na wysokości piersi, nogi rozstawiła w rozkroku, aby dodać sobie powagi, jednak Żora nadal był bardziej zaciekawiony niż przestraszony.– No co? – spytał po polsku. Przez ostatnie trzy lata całkiem nieźle poduczył się tego języka, głównie podczas podróży z żoną szefa. Zaszczytne stanowisko osobistego ochroniarza pani Soroczyńskiej zobowiązywało. A teraz, gdy od dwóch miesięcy przebywał na przymusowym wygnaniu, było jeszcze lepiej. Zdradzał go tylko wschodni akcent.– Będzie seks? – kontynuował z pełną rozbawienia ciekawością. – Chcesz mnie zgwałcić? Szczerze mówiąc, nie mam nic sapnęła z oburzeniem.– Pogrzebaczem bym cię nie tknęła, kanalio! – pogroziła mu pięścią. Po polsku mówiła doskonale, czyli była miejscowa. Tylko na co takiej jak ona, ktoś taki jak on?– Pytam, bo innych zastosowań nie widzę.– Znajdą się żartownisiu, znajdą – oparła z satysfakcją. – Przypalanie, obcinanie, łamanie kończyn. Nawet kastrowanie mam w planach.– Ale dlaczego? – zdumiał się Żora. – Przecież nic nie zrobiłem!– Nie? Wstrętny Ukrainiec!– Ty tak na tle rasowym? – upewnił się. – Moja matka była Węgierką jakby co.– Koniec dyskusji! Leż tutaj i rozmyślaj o swym nędznym życiu – powiedziała, po czym drwiąco się zaśmiała i wyszła, zamykając drzwi na klucz.– Psycholka – mruknął Żora. Bać się nie bał, bo życie w cieniu wariata uodporniło go na innych szaleńców. No dobrze, skoro nic się nie wyjaśniło, nic nie zmieniło, to będzie musiał sam się uwolnić. Żeby tylko ta głowa tak kurewsko nie miał założone z niezwykłą starannością. Ale porywaczkę zgubiła grubość użytej do związania liny. Nie dała rady zacisnąć jej z całej siły. W końcu zziajany, mocno już wkurzony Żora, poluzował węzeł na jednym z nadgarstków i pięć minut później siedział na łóżku, masując obolałe ręce.– Teraz się policzymy, paniusiu – mruknął. Co prawda zarekwirowała jego broń, ale był pewien, że poradzi sobie i bez tego. Wstał, krzywiąc się, bo nadal świat dziwnie wirował, po czym podszedł do okna i uchylił gęstą jabłoń pokryta białym kwieciem. Trawka w odcieniu soczystej zieleni. W oddali zadowolony, krowi pysk, łypiący czule w jego stronę. Idealnie sielski się nie czynić hałasu, otworzył okno, wyskoczył przez nie, po czym zaczął skradać się w stronę widocznego w oddali po lewej stronie, ganku. Dom był drewniany, na solidnych, wylanych betonem fundamentach, porośnięty dzikim winem, otoczony przez różnego gatunku drzewa. Ładny, ocenił Żora i przykucnął za gęstym krzakiem jakiegoś zielska. Porywaczka stała przed domem, dyskutując z kimś zawzięcie przez telefon. Nie miała już kominiarki, ale z tej odległości nie dało się zauważyć zbyt wielu szczegółów. Prócz tego, że miała ciemne włosy.– …bane! Dostałam wolne, prawda? Co z tego? To znajdźcie kogoś innego na moje miejsce! Tak, właśnie tak. Niecierpiące zwłoki sprawy rodzinne – dodała z ironią, podczas gdy Żora skradał się za jej plecami. Zaatakował znienacka i ku swemu zdumieniu, od razu został powalony na ziemię i przyduszony damskim kolanem. A potem spojrzał prosto w wylot lufy pistoletu.– Nawet nie drgnij! – warknęła kobieta i potężnie dmuchnęła, chcąc pozbyć się opadającego na twarz kosmyka.– Umiesz się tym posługiwać? – spytał, patrząc na nią podejrzliwie.– Tak. Muszę odblokować – sprawnie wykonała swoje własne polecenie. – Wycelować i nacisnąć spust. Zapomniałam o czymś?– To nie jest moja broń.– Nie jest – zgodziła się, szeroko uśmiechając. – Ta jest moja. Służbowa – skłamała.– Służbowa? – Żora był coraz bardziej zaskoczony i zaciekawiony. Konkurencja nasłała na niego płatną zabójczynię? E, chyba nie. Tutaj, gdzie był całkiem obcy? Niby po co? Przez te dwa miesiące jeszcze nie zdążył narozrabiać. Uważnie obserwował twarz dziewczyny, notując w pamięci wszystkie szczegóły. Owalna, szczupła, delikatna jak u dziecka, z ostrym podbródkiem i zbyt szerokimi ustami. Chociaż i tak były apetyczne, kusząco wykrojone, jakby stworzone do pocałunków. Duże, teraz gniewne oczy, o niezwykle intensywnym odcieniu zieleni. Pozornie drobna sylwetka, chociaż kobiece krągłości odznaczały się nawet pod luźnym ubraniem. Ciemne włosy, lekko połyskujące miedzią, spięte w surowy kok, z którego wymknęło się kilka kosmyków. Nie, to nie była dziewczyna. To była kobieta. Nie potrafił określić jej wieku, ale wyglądała na kilka lat starszą od niego.– Dla kogo pracujesz? Złożyłbym oficjalne zażalenie i…– Akurat! – roześmiała się. – Raczej nie u mojego szefa. Ale dam ci namiary, jakbyś koniecznie chciał odwiedzić miejscową komendę.– No teraz to już będzie perwersyjnie – wyszczerzył zęby, po czym ich konfiguracja, ku wielkiemu niezadowoleniu kobiety, uległa zdecydowanej zmianie. Sapnęła, bo chłopak, z pozoru szczupły i smukły, okazał się wyjątkowo silny. – Skoro ty nie chciałaś, to teraz ja cię zwiążę i zamierzała się poddać. Udało jej się wyswobodzić jedno ramię, znów się przetoczyli po drewnianym ganku i właśnie wtedy rozległa się seria wystrzałów. Żora momentalnie stracił swą wesołość, bo napastnik, kimkolwiek by nie był, na pewno nie strzelał dla zabawy.– Do środka! – zarządził ostrym szeptem, po czym sam sprawnie wkulał się do wnętrza domu. Kobieta również i wtedy o drewnianą ścianę uderzyła kolejna seria.– Zaprosiłaś kogoś na imprezę?– Nie. – Zmarszczyła czoło. – Co to ma być?– Chodź! – machnął w kierunku przeciwległego końca. – Diabli wiedzą, czym jeszcze dysponuje napastnik, a te ściany są jak z papieru.– Mieliśmy szczęście… – zaczęła i momentalnie umilkła. On nie do końca je miał. Na białej koszulce widać było powiększającą się plamę krwi. – Postrzelił cię!– Drasnął. Nie ma czasu na rozczulanie się. Zbieraj dupsko!– Ale…– Ja pierdolę! Nic dziwnego, że my Ukraińcy tak dymamy polską policję. Takie niedojdy nigdy nam nie zaszkodzą.– Głupi palant! – Od razu odzyskała werwę. – Do piwnicy! Jest połączona z małą przybudówką, stojącą obok domu. Tam nie będą się nas się, lecz posłuchał. Mała piwniczka była pogrążona w półmroku i pachniała wilgocią. Kobieta otworzyła niskie drzwi, po czym sprawnie się przez nie przecisnęła. Dużo wyższemu Żorikowi przysporzyło to większych kłopotów. W dodatku obok bólu głowy, pojawił się jeszcze dokuczliwy i szarpiący ból ramienia.– Ale odlot! – stwierdził zachwycony, gdy faktycznie znaleźli się w czymś w rodzaju szopki na narzędzia.– Srodlot! – parsknęła, sięgając po leżącą na stercie kartonów koszulę. – Daj, chociaż ci to przewiążę.– Po co? To draśnięcie. Nie umrę nagle z powodu utraty krwi – zakpił, chociaż widać było, że rana daje mu się we znaki. – Poza tym sama rozumiesz, przyda się dodatkowy zastrzyk adrenaliny.– Jesteś szurnięty.– Ja? A kto mnie porwał i przywiązał do łóżka? Zaraz – zmarszczył brwi. – Złapałem gumę. To też ty?– Ja. Ale nie chciałam cię zabić. Myślałam, że jak wyjdziesz z klubu, to twoje auto będzie już stało na flaku. Wtedy bym ci zaproponowała podwózkę.– Cicho! – Błyskawicznie położył palec na jej ustach. Drgnęła, rzucając mu pełne niechęci spojrzenie, ale posłuchała. – Idą!Napastników było dwóch. Żora pomyślał, że wyglądają zabawnie, gdy tak skradają się, robiąc uniki i wymachując bronią.– Kurwa! Jest krew! Jak ją zabiliśmy, to szef nam kutasy poucina! – krzyczał jeden z nich, po czym z głośnym rykiem wpadł do domu. Potem dało się słyszeć już tylko huk wystrzałów oraz odgłosy ich niszczycielskiego działania, chociaż mężczyzna celował wyłącznie w sufit. Nie chciał zabić, ale nastraszyć. Karabin maszynowy terkotał, drugi napastnik czekał na znak pierwszego, po czym, gdy umilkły już strzały, podbiegł świńskim truchtem do kolegi.– Ale jaja! – szepnął zachwycony Żora. – Normalnie jak w kinie. Tylko popcornu brak.– Kretyn. Wiejemy? Szybko się zorientują, że nas nie ma. Jakieś sto metrów na prawo stoi mój samochód. Mam kluczyki – poklepała się potylnej kieszeni spodni.– A moja broń?– Została w środku. Olej.– Nie ma mowy. Jestem do niej przywiązany. – Jego twarz stężała i kobieta ze zdumieniem spostrzegła, że ma przed sobą zupełnie innego człowieka. – Siedź tu i się nie ruszaj.– Ale…– A ponieważ wybieram się na wręcz samobójczą akcję, to należy mi się bonus. – Pochylił się i przyciągając ją ku sobie, pocałował. Smakowała truskawkami i miętą. Szybko też wyrwała się z jego uścisku.– Sama cię, kurwa, zastrzelę za takie numery! – syknęła, ocierając ze wstrętem usta.– Czym? – zakpił. – Broń ci odebrałem. Procą?Zanim zniknął, zdążyła mu jeszcze pogrozić pięścią. Potem usiadła przy oknie, nasłuchując odgłosów walki. Na razie słyszała tylko przekleństwa tej dwójki od karabinów, nic poza tym. Chyba się zorientowali, że w domu nikogo nie drogą, co za kretyni. Przecież równie dobrze mogła wraz z chłopakiem wyskoczyć przez okno po drugiej stronie budynku i szukaj wiatru w polu. Logistycznie to były jakieś sieroty, nie W sumie to z niej też była słaba policjantka. Pracowała w tym fachu już od niecałych dwóch lat, ale jakoś kiepsko jej szło. Większość możliwości awansu ulatniała się w siną dal i Julita doskonale zdawała sobie sprawę, dlaczego. Pochodziła z tak zwanej dobrej rodziny. Naukowcy, artyści, pisarze, każdy po przynajmniej dwóch fakultetach. Zresztą oryginalne wychowanie przez długi czas nie pozwoliło jej na wypowiedzenie ani jednego brzydkiego słowa, przez co stała się powodem wielu kpin. W liceum jeszcze jakoś to znosiła, na studiach także, ale gdy niespodziewanie dla samej siebie postanowiła zacząć pracę w policji, uległo to niejakiej zmianie. Musiała jedynie uważać podczas kontaktu z ukochaną rodzinką, bo dla nich zwrot „kurczę blade” był już przekleństwem. Za to w pracy wypominano jej zbytnią delikatność i jakby na przekór sobie samej, zaczęła udawać odważną, pyskatą, zadziorną babę z jajami. No i ku utrapieniu rodziny, nie ona sama wybrała służby mundurowe. Jej młodszy braciszek również, porzucając w diabły świetnie zapowiadającą się karierę chyba za to ją obwiniano, że dała mu zły przykład.– Co tak cicho? – mruknęła pod nosem, ostrożnie wystawiając głowę. Faktycznie, nie było nic słychać, nawet przekleństw.– Hej, ty! – Dało się słyszeć od strony domu. – Możesz wyjść!Nie krygowała się głupio, tylko zrobiła to, co kazał. Ze złością spojrzała na poharataną kulami ścianę. Już ona sobie z nimi porozmawia! Najlepiej na komisariacie, pomyślała i od razu się zakłopotała. Super! Przyprowadzi dwóch bandziorów przed oblicze szefa, któremu godzinę wcześniej wmawiała, że wybiera się na pogrzeb. W zasadzie trzech, bo jej nowy znajomy też nie należał do grzecznych chłopców. Dawało się to zauważyć w jego oczach, które na pozór kpiące, potrafiły nagle zmienić się nie do poznania. Poza tym kto normalny nosi ze sobą taką spluwę, jak jego?– Masz ich…? – weszła do środka i od razu znieruchomiała.– Co to? – wyjąkała.– Trupy – odparł uprzejmie, czyszcząc nóż ścierką kuchenną. – Trzeci leży w krzakach, bo od niego zacząłem. To barany, nawet szkoda było na nich amunicji.– Tru… upy?– Zrozumiałem, że pracujesz w policji – przyglądał się jej z ciekawością. – Ale nie dopytałem o charakter tej pracy.– Mam stopień posterunkowej – odparła słabym głosem.– Ty?! Dobre! – roześmiał się. – Chyba że to jakiś specjalny wydział od walki z przestępczością zorganizowaną na bazarach? Wiesz, łapiecie babcie za nielegalną sprzedaż pietruszki, klientów za ścieranie nieatestowanym obuwiem zabytkowej płyty rynku.– Odwal się – zaproponowała słabym głosem, gapiąc się na dwóch osiłków z poderżniętymi gardłami. Co prawda słowa „odwal się” skierowane do mordercy nie były najlepszym pomysłem, ale Julita wciąż nie mogła uwierzyć, że on…– Zabiłeś troje ludzi – powiedziała, próbując oderwać wzrok od leżących bezwładnie ciał.– Miałem dobrego nauczyciela.– Kogo? Banderę?– Nie, ale zaręczam ci, że na większą skalę byłby jeszcze gorszy. Niestety, to już czas przeszły.– Zginął?– Gorzej. Ożenił się. Teraz jest zajęty zmienianiem ona na niego spojrzała. Takiej mieszanki osłupienia, grozy, gniewu i niedowierzania nie widział dotąd w niczyich oczach. W sumie to ładna z niej była kobietka, tylko taka sztywna.– Nie! – jęknęła nagle, wplatając palce we włosy i tarmosząc je energicznie. – Ja nie wierzę! Zabiłeś troje ludzi, z zimną krwią, bez wahania i jeszcze sobie żartujesz? Wiedząc, że jestem policjantką?! Czyś ty uciekł z jakiegoś zamkniętego szpitala dla wariatów?– Nie marudź. Głodny jestem – spojrzał znacząco w stronę kuchni. – Przygotujesz kanapki? Herbatką też bym nie pogardził.– Muszę cię aresztować – odparła drżącym głosem.– Ty mnie? A właśnie, po co mnie porwałaś?– Byłeś tu rok temu, w lipcu?– No byłem – przyznał uczciwie. – I co? Zaliczyłem cię po pijaku, a ty miałaś nadzieję na więcej?– Nie mnie, ale narzeczoną mojego brata. Przez ciebie porzucił doskonale zapowiadającą się karierę i wstąpił do wojska. Zmarnowałeś mu życie!– Nadal nie rozumiem – potrząsnął głową.– Konrad jest bardzo wrażliwym mężczyzną. Świado-mość, że ukochana go zdradziła, była dla niego nie do zniesienia. Na dodatek powiedziała mu, że jest mięczakiem, maminsynkiem i rzuciła parę innych, niezbyt przyjemnych określeń. Więc wstąpił do wojska.– I dobrze. Może się czegoś nauczy. Naprawdę porwałaś mnie z powodu miłosnego zawodu brata?– Przecież nic bym ci nie zrobiła. Trochę postraszyła i to wszystko.– Postraszyła? – Tym razem śmiał się z niej otwarcie. – Niby czym?– Muszę zadzwonić – powiedziała, sięgając po telefon. Ale tym razem przekonała się, jaki potrafił być szybki. Odebrał go jej bez najmniejszego problemu, po czym roztrzaskał o podłogę.– Żadnego dzwonienia.– Chciałam na pogotowie, ciebie trzeba opatrzyć, może któregoś z nich da się odratować – wskazała bezradnie na leżących napastników. Nadal nie mogła uwierzyć, że on ich mógł tak po prostu zabić.– Odratować? – przestał się śmiać i spojrzał na nią dziwnie. Po czym podszedł do pierwszego trupa i szarpnięciem uniósł jego głowę. Na szyi ukazała się szeroka, głęboka rana. – Serio?Julita pobladła. Nagle dotarło do niej, że wpakowała się w kłopoty. W poważne kłopoty. Szczupły chłopak okazał się nie tylko niebezpieczny. On był totalnie pokręcony!– Kim ty jesteś?– Turystą – odpowiedział po krótkim namyśle. – Jestem na przymusowych wakacjach i tak sobie zwiedzam. Przyjechałem trochę się rozerwać.– Rozerwać? – jęknęła.– Kolega prowadzi klub nocny w okolicy. Na zapleczu jest sala dla vipów, można się nieźle zabawić.– To nie jest pierwszy raz? – wskazała na nieboszczyków.– No co ty! – roześmiał się. – A wyglądam na amatora?– Czyli ciebie szukali?– Ależ nie, ciebie, kotku.– Skąd wiesz?– Jeśli jeden mówił do drugiego, że dziunię trzeba oszczędzić, ale jej fagasa można usunąć, więc to chyba ciebie.– Ale dlaczego mnie?– Może aresztowałaś babcię jednego z nich za nielegalną sprzedaż pietruszki…Nie zareagowała na jawną kpinę. Usiadła na pobliskim stołku, tępo wpatrując się w dwa trupy. Pracowała w policji, co prawda niezbyt długo, ale nie była przewrażliwioną histeryczką. Jednak on zabił tych ludzi z taką nonszalancją, z takim lekceważeniem, że do teraz nie mogła wyjść z szoku. Tym bardziej, że pan morderca wcale nie wyglądał groźnie. Był szczupły, wysoki, o ciemnoblond włosach, zaczesanych do góry i związanych z tyłu głowy. Cerę miał smagłą, twarz pociągłą, raczej delikatną, o prostym, wąskim nosie i kilkudniowym, elegancko przystrzyżonym zaroście, który nie zdołał zamaskować blizny na dolnej części lewego policzka. Najbardziej zwracały uwagę jego oczy i usta. Górna warga była wykrojona w szczególny, bardzo wyrazisty sposób, a w brązowych oczach dawało się dostrzec złociste iskierki. No właśnie, te oczy. To w nich tkwił jego urok.– Mnie też zabijesz? – spytała w końcu drżącym głosem, podczas gdy on przyglądał się swojemu ramieniu.– Ciebie? A po co?Prostota tej logiki była tak wielka, że aż nie zrozumiała.– No bo… – zaczęła. – Bo…– Pomożesz mi? Trzeba to zdezynfekować i opatrzyć. A potem się stąd ulotnimy. Cholera wie, jakich jeszcze gości będziesz miała.– Zgoda, jeśli chodzi o i pomogła mu zdjąć koszulkę. Ciało miał całkiem niezłe, wysportowane, brzuch umięśniony, ale nie spodobały jej się tatuaże. Pokrywały połowę torsu, plecy i ramiona. W ogóle Julita nie cierpiała takich rzeczy, a te tutaj były drapieżne i prowokujące. Nawet odrobinę zachodziły na kark, czego wcześniej nie zauważyła.– Będzie szczypało – powiedziała, sięgając po schowaną w szafce wódkę.– Dawaj! – Wyjął jej z rąk butelkę, po czym pociągnął łyka i dopiero wtedy polał ramię. Syknął coś niecenzuralnego, ale tylko tyle. – Masz jakiś bandaż?– Mam wszystko, co potrzebne. – Z szafki w rogu pokoju wyjęła duże pudełko.– No właśnie. Tak w ogóle, to gdzie mnie wywiozłaś?– To domek letniskowy moich rodziców. Usiądź tutaj – wskazała na stołek.– Spore ryzyko, skoro naprawdę jesteś policjantką.– Żadne ryzyko. Postraszyłabym cię i to wszystko. Nawet byś mnie nie poznał.– A! Stąd ta kominiarka. No nie wiem – zmrużył oczy. – Ja bym cię poznał.– Nie sądziłam, że tak szybko się uwolnisz. Wogóle miałam użyć kajdanek, ale zostawiłam je w domu.– Nie o tym mówiłem.– A o czym?– Ciężko zapomnieć takie oczy jak twoje.– Tak? – wydawała się być zaskoczona. – Dlaczego?– Typowa baba – prychnął. – Od razu domaga się komplementów.– Niczego się nie domagam – rozzłościła się, mocując końcówkę bandaża. – Pytałam, normalnie, jak na nią przenikliwie.– Bo masz piękne oczy. Ich kolor, kształt, te długie, zakręcone rzęsy. Naprawdę że skończyła opatrunek, bo totalnie ją zatkało. Siedziała naprzeciwko mordercy, chłopaka młodszego od niej o kilka lat, a on opowiadał o jej pięknych oczach. Życie bywało zwariowane, ale żeby aż tak?– Gotowe – powiedziała zdławionym głosem. A wtedy on uniósł dłoń i delikatnie dotknął jej policzka. Potem zwinne place przesunęły się niżej i obrysowały kontur ust.– Przestań! – odtrąciła jego rękę z niechęcią. – Zaczekaj tutaj, znajdę coś do na nią bystro, lecz nic nie odpowiedział. Julita poszła na górę i zaczęła przeglądać szafy. Trochę czasu jej zajęło, zanim znalazła kilka koszulek. Wybrała jedną, sądząc, że będzie pasować, po czym znów zeszła na dół.– Hej ty! – krzyknęła, bo kuchnia była pusta. – Gdzie jesteś?Na początku myślała, że może poszedł do łazienki. Jednak kwadrans później zrozumiała, że po prostu się ulotnił. Zostawił tylko jej broń na blacie kuchennej szafki. I trzy to dopiero będzie musiała się ze wszystkiego tłumaczyć!Siedziała przy swoim biurku, patrząc z niechęcią na szalejący za oknem żywioł. Co prawda lato było niezwykle upalne i w zasadzie to powinna się cieszyć z odrobiny deszczu, ale Julicie wcale nie było do nieznajomy okazał się niezwykle sprytny. Nie pozostawił po sobie niczego, co pomogłoby go zidentyfikować. Dosłownie niczego. Za to ona wpadła w kłopoty. Na dodatek musiała skłamać. Nie mogła się przecież przyznać, że przebiła oponę w jego aucie, potem ogłuszyła go i porwała, aby przywiązać do łóżka. Wściekła, zarumieniona ze wstydu, opowiedziała bajeczkę oprzygodnym seksie i że tę sielankę zakłóciło pojawienie się trzech nieznanych jej typków. Co do reszty, to już na szczęście mogła powiedzieć tylko prawdę. Chociaż i tak dziwnie na nią kim byli napastnicy, bo figurowali w bazie, alenie miała bladego pojęcia, czego od niej chcieli. Nie miała też pojęcia, kim był ten chłopak i to znacznie bardziej doprowadzało ją do szału. Jedynym szczęściem w nieszczęściu było to, że podobna sytuacja się nie to pojawił się inny problem. Rodzice uparli się zeswatać ją z takim jednym, co wpadł w oko tatusiowi, robiąc oszałamiającą karierę naukową. Niestety, tylko tatusiowi, bo Julita na propozycję zaaranżowanej randki reagowała rozmaicie. Najczęściej zbywała temat milczeniem, ale coraz słabiej znosiła presję najbliższych. Wiedziała, że robią to dla jej dobra, ale nie był to wystarczający zawibrowała, a na ekraniku ukazało się słowo „mama”. Westchnęła i odebrała, przygotowując się do kolejnej batalii.– Cześć – powiedziała bez entuzjazmu. – A tak, nie zapomniałam. Już kupiłam. Jest wystrzałowa – zgrzytnęła zębami, wygłaszając kolejne kłamstwo. Rodzice za trzy dni mieli trzydziestą piątą rocznicę ślubu i z tej okazji organizowali huczne przyjęcie. – Nie, nie mam ochoty, aby Marek mi towarzyszył. Zresztą, ojciec i tak go zaprosił, więc o co chodzi?Pięć minut później otarła pot z czoła. Bitwę wygrała, ale co do całej wojny to miała przeczucie, że będzie o wiele trudniej. Mareczek skakał wokół jej matki niczym doskonale wyszkolony piesek, miał na koncie trzy fakultety, jeden doktorat, ajego ojciec został właśnie wiceministrem w rządzie. Był inteligentny, wykształcony i dobrze wychowany. Słowo „kurwa” z pewnością nie przeszłoby mu przez gardło, już prędzej by się nim zadławił. Co dowyglądu, to bynajmniej nie był brzydkim mężczyzną. Julita sama nie wiedziała, dlaczego jego kandydatura budzi w niej tak zdecydowany sprzeciw.– Muszę pójść na zakupy – mruknęła. Bo musiała. Ostatnio jeszcze trochę zeszczuplała i sukienki, jakie posiadała, dziwnie na niej wisiały. Przydałaby się też wizyta u fryzjera. I kosmetyczki. Westchnęła, bo niezbyt pałała miłością do typowo damskich upodobań. Spojrzała na zegarek. Jeszcze dwie godziny i będzie mogła się ulotnić. Pojedzie do centrum handlowego, kupi jakąś kieckę i wróci do domu. Przygotuje sobie pełną michę nachosów, do tego zimne piwo i jakiś wyjątkowo krwawy film, gdzie trup ścieli się gęsto, a posoka tryska na wszystkie strony. Może to poprawi jej humor?– Litka? – Do pokoju zajrzał kolega. – Zbieraj dupsko, jedziemy! Wezwanie z Awenidy.– Centrum handlowe? Znów ktoś ukradł batonika? – spytała kwaśno.– Nie, pobili właściciela siłowni na piętrze.– Serio? – spojrzała na Damiana podejrzliwie. Przypadkowo wiedziała, o kim mowa. – Tego mięśniaka? Niby kto? Dywizjon Komando Foki? Drużyna Avengersów?– Chodź, nie marudź. Zrobimy co trzeba i możemy pójść do domu.– Nie dziwię się, że ci spieszno dodomu. Ile to już czasu?– Miesiąc po ślubie – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Dalej Litka, może po drodze też uśmiechnie się do ciebie szczęście i znajdziesz tego jedynego? Może jakiś muskularny przystojniak, trenujący w pocie czoła miotanie cegłami?– Z tej rzeźni? Zapomnij! Gdzie moja klamerka?Damian zachichotał. Już dwa razy byli na interwencji w wyżej wymienionym przybytku i już przy drugiej wizycie Julita zabrała ze sobą klamerkę, twierdząc, że intensywność zapachów przekracza granice jej tolerancji.– Konkretnie o co poszło? – spytała, gdy już wsiedli do samochodu.– Znasz Łysola, pchał łapska pod kieckę jakiejś panienki i znalazł się obrońca.– Nie znam żadnego Łysola – parsknęła złością. – I nie wierzę w tajemniczego obrońcę. Nie wtych popapranych czasach, zwłaszcza w starciu z tą górą mięśni.– Pesymistka. Ja bym bronił swojej Martusi.– Ty masz broń iczarny pas w karate. A i tak nie wiadomo, czy wyszedłbyś żywy z tego starcia. Dlatego nie wierzę w jedną osobę, musiało być ich co najmniej tuzin.– Ochroniarz też dostał po pysku.– Serio? – Tym razem się roześmiała. – No nareszcie ktoś zrobił to, na co ja miałam od dawna ochotę. Spiszemy zeznania, ale zapomnij o moim zaangażowaniu.– Dobra, tylko cicho. Podjedź tam. Leje, więc lepiej będzie zaparkować pod zaparkowała, po czym oboje wysiedli i lekceważąc windy, udali się naostatnie piętro, gdzie mieścił się najbardziej znany, najdroższy i wyjątkowo szemrany fitness klub w mieście.– Sierżant Damian Łęcki i posterunkowa Julita Grodzka – przedstawił ich Damian wzburzonej panience w recepcji. – My w sprawie pobicia.– Tam, tam – machnęła w głąb pomieszczenia. – To prawdziwy szok! Szef przeżył załamanie psychiczne! – wyjęczała, a Litka o mało co nie wybuchła śmiechem. Szef i załamanie psychiczne? To ci dopiero dowcip!Ale przestało jej być do śmiechu, gdy zobaczyła ofiarę. Prawie dwumetrowy facet, szeroki w barach niczym tur, leżał na sofie, głośno pojękując. I było to w pełni uzasadnione, bo twarz miał całkiem zmasakrowaną.– Jest źle? – spytał Damian ratownika, który usiłował założyć prowizoryczny opatrunek na poharataną dłoń.– Złamany nos, wybite trzy zęby. O jego przyrodzeniu to już lepiej nie będę wspominał, ale powiem tylko, że czeka go długa rehabilitacja. Ochroniarz ma dwie rany od noża, na szczęście niezbyt głębokie i złamaną szczękę.– Z kim oni do diabła mieli do czynienia? Z buldożerem? – Julita nie ukrywała swego zaskoczenia. – Są tu kamery? Macie nagrania?– Mamy – odezwał się głos za ich plecami. – Już je obejrzałem. Witam. Jestem menagerem klubu. Szymon Ogiński.– Widać na nich napastników?– Napastnika, droga pani, napastnika.– Jednego? – Oboje z Damianem wytrzeszczyli oczy.– Jednego. Jakbym, kurwa, oglądał pierdolony, amerykański film, taki skubaniec był zwinny i silny! Niby chudzina…– Chcę obejrzeć te nagrania! – syknęła Litka, tknięta dziwnym przeczuciem. – Szczupły, wysoki blondyn? Półdługie włosy, brązowe oczy?– No, w oczy to ja mu nie patrzyłem, ale reszta się zgadza.– O ja chrzanię! – wyjęczała, podczas gdy Damian patrzył na nią podejrzliwie. – Pamiętasz tę moją przygodę w domku letniskowym?– Przygodą bym tego nie nazwał.– Nieważne. Ale to opis mojego pana tajemniczego.– Tego od seksu na jedną noc? – ucieszył się kolega. Na szczęście nikt nie słyszał jego słów, bo właśnie szli do pokoju ochrony, aby obejrzeć nagrania.– Tego – potwierdziła ponurym tonem rację. Poczuła też niechętny podziw. Tak sprawnie poradził sobie z przeciwnikami, że zasługiwało to niemal na nagrodę. Zwłaszcza, gdy wzięło się pod uwagę ich gabaryty. Chociaż nie, wzrost mieli podobny.– To on – westchnęła Litka. – A możemy wiedzieć o co poszło?– Aaaa… Taka mała różnica zdań – bąknął nie bardzo był skoro do rozmowy na ten temat. Zrobili co mogli, po czym postanowili wrócić na komendę.– Muszę do toalety – syknął Damian, rozglądając się dookoła. – Martusia wczoraj zrobiła leczo i chyba przesadziła z przyprawami. Zaczekasz?– Tak – roześmiała się Litka. – Tylko na jednej nodze. Ja tu sobie gdy jej partner umykał wzdłuż korytarza, stanęła przed wystawą najbliższego sklepu. Niestety, był to akurat salon sukien ślubnych, co wprawiło ją w minorowy nastrój. Z coraz większym niezadowoleniem gapiła się na białe cuda kunsztu krawieckiego, kiedy tuż obok rozległo się głośne chrupnięcie. Julita powędrowała wzrokiem po szybie i od razu go spostrzegła. Stał za jej plecami, niecały metr dalej i z apetytem zajadał loda. Momentalnie jej dłoń powędrowała w kierunku broni.– E, e! Nie miał na sobie sprane dżinsy, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Na czubku głowy okulary, w oczach ten sam kpiący błysk.– Palant! – rzuciła od serca. – Wiesz ile kłopotów mi przysporzyłeś?– Ja? Wolałabyś, żeby cię zabili? – uniósł zaskoczony brwi.– Wolałabym, żebyś ty ich nie zabijał.– Bo?– Ręce opadają – westchnęła. Ale po broń już nie sięgała. Przypomniała sobie nagranie i stwierdziła, że nie ma najmniejszych szans, nawet gdyby do dyspozycji miała bazukę, wyrzutnię rakiet i tuzin karabinów maszynowych.– Masz ochotę na kawę?– Nie. Jestem na służbie.– No, widzę – uśmiechnął się szeroko. – To może mały lodzik? – dodał, puszczając oczko.– Jestem na służbie – powtórzyła, akcentując każde słowo. – I zaraz wróci mój partner.– Ten słodki blondasek?– Ten słodki blondasek ma czarny pas w karate.– Serio? W jakiej kategorii? Przedszkolnej?Zgrzytnęła zębami z bezsilnej złości. Po czym odwróciła się od wystawy i oparła o barierkę, patrząc w dół, na snujących się po korytarzach galerii ludzi. Niestety, słusznie przypuszczała, że on nie odpuści. Bezczelnie stanął za jej plecami, obie dłonie położył na metalowej poręczy i lekko się pochylił.– Wiesz jak cholernie seksownie wyglądasz w tym mundurku?– Wiesz, że mam ochotę wybić ci zęby? – Jakoś nie spodobała jej się tak wymuszona bliskość. Zwłaszcza, gdy zrobiło jej się tak dużo. Prawie się o nią oparł, zakleszczając w niby neutralnej pozycji.– Dasz się zaprosić na randkę?Gdyby w tej chwili nastąpił koniec świata czy na szklanym dachu wylądowałoby ufo, Litka nie byłaby bardziej zaskoczona.– Randkę? – spytała, po czym obróciła się przodem do przeciwnika. I od razu tego pożałowała.– Kolacja, spacer, seks. Niekoniecznie w tej kolejności – dodał z diabelskim błyskiem w oku.– Nie ma mowy! Jesteś za młody, nie w moim typie, a poza tym nie dogadalibyśmy się na polu zawodowym. Ja i ty – dźgnęła go w pierś – to bardzo kiepski pomysł.– A po cholerę mielibyśmy się dogadywać? Chodzi o seks. I dlaczego nie jestem w twoim typie?– Ile masz lat, gagatku?– Dwadzieścia cztery.– No właśnie. Ja o cztery więcej. Poza tym jestem policjantką.– Serio? – zakpił. – No patrz! W życiu bym się nie domyślił. Ale to dobrze. Masz kajdanki?– Tak – zmarszczyła czoło, kładąc obie dłonie na jego torsie. – Odsuń się.– Bo?– Bo mnie się ta sytuacja wybitnie nie podoba. I jestem na służbie. Powinnam cię też aresztować za atak na właściciela klubu fitness. O tamtych trzech trupach nie wspominając, ale nie mamy dowodów, więc pewnie byś się wyłgał.– No co ty? Mnie? – Teraz już otwarcie się z niej śmiał. – Nie miałbym szans w starciu z takim kolosem. I co? Może jeszcze mi powiesz, że go pobiłem?– Mamy nagrania! – oświadczyła z triumfem.– Co z tą randką? Jesteśmy umówieni?– Nie! – odparła ze złością. – Żadnych smarkaczy w moim życiu! I odsuń się w końcu, bo dorzucę oskarżenie o na nią dziwnie, ale w jego oczach nadal dawało się dostrzec kpinę. Potem szybkim, zwinnym ruchem chwycił Litkę za spięte w kucyk włosy, odchylił głowę do tyłu i pochylając się, pocałował. Wyłącznie po to, aby jeszcze bardziej ją rozzłościć. Ślicznie wtedy wyglądała, chociaż ponoć złość urody nie dodaje. No i uwielbiał ten truskawkowy posmak jej ust.– Ty…! – krzyknęła, gdy tylko zdołała go odepchnąć.– Do zobaczenia wieczorem! – pomachał ręką i błyskawicznie wmieszał się pomiędzy wrócił Damian, zdążyła jeszcze posapać ze złości.– Litka? – zdumiał się kolega. – Coś się stało? Wyglądasz jakbyś chciała mnie zamordować.– Nasz pogromca Łysola się zjawił.– Tutaj?– Tak.– I co? Co zrobiłaś?– A co miałam zrobić? – warknęła. – Tych dwóch osiłków nie dało mu rady, więc niby ja miałam dać? Wracamy na komendę, chcę się przebrać, pójść do domu i nie zaprotestował. Życie nauczyło go, że z wściekłymi kobietami się nie jednak nie wróciła do domu. Gnębiona poczuciem obowiązku, odwiedziła kilka sklepów, kupiła parę drobiazgów, skusiła się na seksowną, czerwoną bieliznę i na końcu wybrała sukienkę. Nic szczególnego, mała czarna, dekolt w łódkę, długość za kolano. Przyzwoita, tylko tyle mogła o niej powiedzieć. Ale nie zależało jej na własnym szałowym się po stromych stopniach kamienicy, po drodze wstąpiła do mieszkającej piętro niżej przyjaciółki, na lampkę wina, kilka plotek i aby pochwalić się zakupami. Irmina ucieszyła się i zażądała osobistej prezentacji zakupionych cudeniek. Po czym wręczyła Litce pudełko, elegancko zapakowane w serduszkowy papier.– To dla ciebie, kochanie, na urodziny.– Mam pojutrze.– Tak, ale ja wyjeżdżam. Będziesz się dobrze bawić pod moją nieobecność – mrugnęła porozumiewawczo.– Bawić? – Litka zachichotała. – Aż się boję otworzyć i sprawdzić, co jest w środku.– Możesz to zrobić w samotności swego mieszkania. A jakby co, łatwo znaleźć lepszy model.– Irmina! Zboczona babo! Chyba wiem, co całą butelkę czerwonego wina, w międzyczasie podziwiając prezent, po czym Litka postanowiła pójść do siebie. Trochę było ciężko, ale świat stał się zdecydowanie piękniejszym miejscem, chociaż tak dziwnie wirował i wirował. Ponieważ swoją bluzkę ubrudziła winem, ubrała pożyczoną od Irminy luźną koszulę, narzucając ją na fikuśną bieliznę, a spodnie i buty wepchnęła do torby. Pudełko wsadziła pod pachę i w duchu błogosławiąc litościwą poręcz, wdrapała się piętro wyżej. Po kilku próbach, trafiła w końcu w zamek i z ulgą weszła do środka.– Co tak pachnie? – mruknęła, pociągając nosem. – Czyżbym miała omamy?Torby zostawiła przy wejściu, torebka zsunęła się jej z ramienia, ale pudełko z prezentem dzielnie dzierżyła pod pachą. Na paluszkach, starając się zachować maksimum ostrożności, zakradła się do własnego salonu i światło świec, delikatna muzyka gdzieś w tle, stół nakryty dla dwojga i ogromny bukiet czerwonych róż.– Cholera! – jęknęła. – Pomyliłam mieszkania czy co?– O! – Z kuchni wyjrzał najwyraźniej zadowolony z siebie, jej dobry znajomy. – Kolacja prawie gotowa.– Że co? – Nadmiar wina nie pozwolił tak od razu zebrać myśli.– Kolacja – wyjaśnił cierpliwie. – Mamy randkę, pamiętasz?– Eee… Randkę? – Chciała unieść ramiona, by wpleść palce we włosy i wtedy pudełko z hukiem wylądowało na podłodze. A ponieważ wcześniej zdążyły je z Irimną otworzyć, to teraz wieczko zsunęło się, a pod nogi Żory potoczył się ogromny, lśniący czernią zrobiła się równie czerwona, jak bielizna figlarnie wyglądająca zza niedopiętej koszuli.– Wolałbym najpierw wykorzystać własny sprzęt – zakpił. – Ale twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Torty Wypiekane Sercem. 796 likes · 57 talking about this · 8 were here. Mam na imię Monika i zapraszam Cię gorąco do mojego świata. Jest to świat pełen słodyczy i piękna, pełen dobrych uczuć i
Opis Opis Nie zapomnij, że mamy dwa życia. Drugie zaczyna się, gdy uświadomisz sobie, że żyje się tylko raz. Lisa marzy, aby zostać aktorką. Ale smutna codzienność zmusza ją do pracy w barze na Manhattanie. Pewnego wieczoru poznaje młodego lekarza, Arthura Costello. Raz po raz los styka ich ze sobą, aż wreszcie zaczyna rodzić się między nimi uczucie. Ale Arthur nie jest taki jak wszyscy. W odziedziczonej latarni morskiej odkrył straszliwy sekret zamknięty za stalowymi drzwiami. Łamiąc złożoną obietnicę, zdecydował się otworzyć te drzwi. To, co za nimi odkrył, nie pozwala mu wieść normalnego życia. Dla Lisy Arthur zrobi jednak wszystko, aby przechytrzyć swoje przeznaczenie. Razem z ukochaną podejmą szaleńczy wyścig z bezlitosnym przeciwnikiem, którym jest… czas. "Musso dokładnie taki, jakiego uwielbiam! Jest tajemnica kryjąca się za surowym zakazem, budząca grozę zagadka z przeszłości, przeznaczenie, które nieubłaganie i w magiczny sposób kieruje losami bohaterów i ich uczuciami, a do tego… podróże w czasie. Mieszanka idealna. Polecam."Magdalena Witkiewicz, autorka powieści "Szkoła żon" i "Pierwsza na liście"Powyższy opis pochodzi od wydawcy. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Ta chwila Tytuł oryginalny: L'instant Present Autor: Musso Guillaume Tłumaczenie: Prądzyńska Joanna Wydawnictwo: Wydawnictwo Albatros Język wydania: polski Język oryginału: francuski Liczba stron: 320 Numer wydania: I Data premiery: 2016-08-03 Rok wydania: 2016 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 27 x 204 x 145 Indeks: 19675299 Recenzje Recenzje Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane

Taka chwila jak ta. Art. Ewa Beauty. Skin Care Service. Włos z Pazurem. Health/beauty. Masz Wypieki -Anna Kołaczek. Food & Beverage. Eliksir Urody. Skin Care

Stare Dobre Małżeństwo . Opublikowano w Teksty - Stare Dobre Małżeństwo Przyda się ta chwila Stare Dobre Małżeństwo Daj nam oddechu G pełną garść F9 Na chwilę - Boże C zwolnij czas G C Niech choćby czasem G maj nam trwa F9 Tyle co stycznie C G trzy lub dwa C Czasu ci Boże D nie ubędzie e Ty wszystko możesz C jesteś wszędzie G C A nam się przyda C taka chwila D Żeby nad życiem C D się zatrzymać G C G C Daj nam miłości pełną garść Na chwilę - Boże zwolnij czas Niech nie ucieka tak jak mgła Niech się dodaje dzień do dnia Czasu ci Boże nie ubędzie Ty wszystko możesz jesteś wszędzie A nam się przyda taka chwila Żeby nad życiem się zatrzymać
Rzeczowniki nieregularne: liczba pojedyncza i mnoga taka sama. Niektóre rzeczowniki nieregularne mają taką sama formę w liczbie mnogiej jak i w liczbie pojedynczej. Nie należy ich mylić z rzeczownikami niepoliczalnymi. Te rzeczowniki nieregularne są jak najbardziej policzalne.
Powrót do spisu treści Wejdź w stan, w którym umarłeś, w którym zniknęło wszystko co ciebie stanowiło, a potem zapytaj siebie - dlaczego, pomimo wymazania swojej historii wciąż jesteś i pamiętasz, wtedy zacznij pojmować, iż wcześniej zaistniało coś co było mocniejsze od tego co ty teraz chcesz zrobić. To co cię powołało stworzyło stan "tę chwilę", która jest potężniejsza od twojej nędznej próby wymazania siebie. Kiedyś zaczęło się coś stwórczego w parametrze twórczym, a więc zmiana o charakterze twórczym, a nie stwórczym - zacznij to nazywać "tą chwilą". Kiedy działasz stwórczo w parametrze stwórczym to znaczy, że nie potrafisz złamać reguł gry jakie wyznacza wyłącznie aspekt twórczy, a że twórcze jest boskim aspektem, przeto i pełni zwierzchnią rolę w powołanym czymś stwórczo. Ujrzyj świat, kosmos, umowną całość w makro, w mikro czy też w jakiejkolwiek innej skali i wymaż z niej życie biologiczne wszelkiego rodzaju, w końcu cofniesz się do czasu gdy istniał żywy ruch materii, ale nie świadomości biologicznej. Jednak to co zostało też wynikło z zastosowania parametru twórczego. Potem zamknij całość w jednym punkcie i odkryj dziwną zależność, osobliwy związek między odczuciem stanu Nic czyli stanu niczego, a wypełnienia owego stanu niczego wszystkim. Coś zaszło, co ów stan wszystkiego nagle powołało. Zaistniała "ta chwila" - ta boska interwencja. Idąc dalej tym tropem wymaż ponownie z pamięci wszystko, nawet punkt, który był bramą do zmiany jego stanu we wszystko co przed nim istniało - początek, a więc znów coś co można przemienić, rozwinąć, zastąpić, taka kotwica rzucona przez kogoś lub coś w to co powstać może nie z niczego, tylko z czegokolwiek. Ale ty idź dalej i wprowadź świadomość w poza wszystko cokolwiek, nawet poza świadomość, która cokolwiek, ale kreuje na swój sposób także coś i nic, a pojmiesz, że przed tym wszystkim zawsze istniało cokolwiek wcześniejszego, choćby słowo i choćby Bóg, a na końcu ty. Dopóki istnieje świadomość dopóty istnieje cokolwiek, nawet nic, co sprawia, że wszystko istnieć może. Dlatego świadomość nigdy nie może wyjść poza schemat, poza coś, bowiem zawsze ona jest czymś, więc siebie opuścić nie może. Zaś dar obecności jest tym, dzięki czemu może ona te związki, zależności i złożoności odczuwać. Rzecz w tym, że w całym tym rozważaniu nie chodzi o Nic i o Wszystko, które zawsze są czymś, lecz o to co błyska i co ukazuje, tworzy nowe sekwencje w znanym. Oto punkt stał się galaktyką, a potem nagle wypełniło ją życie według pewnego zamysłu. To czego szukasz to Bóg, który także nie istnieje, ale ujęcie go w nieistnieniu znów wyraża się ideą, która i siebie, a więc ideę i nieistnienie postrzega jako coś. Gdy się nad tym wszystkim zastanowić, jak i nad potrzebą takiego zastanawiania się nad wyjściem poza znane granice, a więc wejściem w obszar granic nieznanych to zrozumiemy, że świadomość nie jest w stanie wyjść poza siebie, a więc wszelkie dyskusje o znanym i nieznanym są bezcelowe bowiem jakakolwiek myśl o czymkolwiek i niczymkolwiek zawsze siebie utrzymuje. Jest jednak coś, co tak naprawdę potrafi połączyć się między wszelkimi stanami, ideami itd., coś co jest działaniem, choć nim nie jest - "Ta chwila", moment, gdy znane wypełnia coś nowego, coś nowego w znane wpływa. To ona jest tu poszukiwanym argumentem mogącym stworzyć to co nie istnieje, nawet anihilację świadomości. Gdy ją chwycisz będziesz mógł zniknąć naprawdę lub wprowadzić zmiany. Ta chwila może mieć przyjęte przez umysł cechy, jak i żadnej z nich. Ta chwila to nie opis działania, ale stan - czysty stan świadomości, która wykorzystuje stan pierwotnej obecności do zaistnienia w tym czego w ogóle jeszcze może nie być. Ona tworzy powstanie życia w zapłodnionej komórce jajowej, ona powołała procesy trawienia i wypaliła słońce. Za jej sprawą rodzice na siebie nakrzyczeli, a ty nie zwróciłeś długu. To parametr sprawczy pozwalający cokolwiek przeinaczyć, skasować czy powołać. To dzięki niej wszystko zachodzi choć powstaje ona w ukryciu. Kto ją zechce dotknąć swoją świadomością, czyli przenieść się do niej dzięki darowi obecności, ten stanie się jak i ona, a więc stanie na granicy możliwego z niemożliwym, znanego z nieznanym, trwałego z nietrwałym i boskiego z pochopnym. Ten co się w niej obudzi pojmie to co pojętym być nie może i odrzuci to co jest wszędzie doświadczone. To ona jest czarownością i w sobie wszystko skrywa, także koniec wszystkiego, który będzie zrozumiany dopiero wówczas, gdy zostaną stworzone jakiekolwiek warunki do interpretacji czy czegoś, co koniec jaki zaszedł - potwierdzi . Ta chwila to sekret, to głos czystej opatrzności, który pozwala uczynić chore zdrowym, a niemożliwe możliwym. Wszystko o co musisz zabiegać to o wejście w "Tę chwilę", o wejście w samo jądro stwarzania i tworzenia co roboczo nazywamy przekraczaniem progu samostwarzania. Wejdź w nią, stań się w niej obecny i wyrzecz słowo. W niej owo słowo zawiąże wszystkie elementy doprowadzające do tego by zostało powołane coś. Możesz uruchomić proces powołaniowy, jak i z niego zrezygnować, ale jedno i drugie rozwiązanie do tego samego doprowadzi. Ten, kto w "Tę chwilę" wchodzi może słabszym wyczarować procesy, którymi będą oni w stanie dojść do celu. Gdy świadomość i obecność zlewają się w sobie powstaje "Ta chwila" i odwrotnie - gdy świadomość i obecność znajdzie się w "Tej chwili", wówczas istota ludzka uzyskuje moc sprawczą do pełnego wyrażania swej woli. Ogólnie jest pięć poziomów tej siły sprawczej. Biologiczny (nie fizjologia, a maszyneria w pozarzeczywistości wszystko utrzymująca poniżej poziomu atomów komórek z której wypływa DNA czyli procedury wg których wszystko ma funkcjonować), fizyczny, energetyczny, duchowy i jako Syn Boży zawarł się we wszystkim choć przez ograniczoność świadomości i obecności tylko częściowo je zmieniał. Jednak sam całkowicie się w sobie zawarł. Złączył wszystkie elementy w Ja jestem i był wszędzie obecny. Wszędzie się coś zasadniczo zmienia. Gdy powstaje "Ta chwila" tylko ludzie sądzą, że wejście w nią bez procedur i schematów jest niemożliwe. Dziecko nie trzyma się procedur i schematów tylko odczuwa stan wszystkomożliwości co jest potwierdzeniem stanu obecności, a gdy ktoś nie będzie odbierał mu prawa do samego siebie, do mocy jego własnego imienia, do świadomego świadomego, wtedy zdarzą się cuda czyli zjawiska wyłamujące się spod wszelkich procedur. Tak powołano miasto Orin i Świątynię Serca pozwalając niedoskonałym duszom wchodzić w obszary przynależne tylko Duchowi. Pan Bożych Zastępów stworzył warunki do tego by zagubieni i zawiedzeni ludzie odkryli prawdę o swoim losie, jak i ujrzeli możliwość jego odwrócenia. Prędzej czy później człowiek zauważa, że "Ta chwila" uczestniczy czy też powoduje zaistnienie sytuacji zmieniającej fragmenty czy taż całość rzeczywistości w mikro lub makro skali. Zaczyna też poznawać jej charakter i odczuwać potencjał, aż w końcu doświadczając wypełnienia się nią pojmuje, że to nie schematy i procedury doprowadzają do zmiany formuł i jakichkolwiek ustawień tylko moc sprawcza "Tej chwili". Staje się wtedy jasne iż poszukiwania świętego Grala nie doprowadzą do celu o ile poszukiwać będziemy w poszukiwaniu i w schemacie, a nie w celu i świętej regule "Tej chwili". Ten kto się w niej zjednoczy ujrzy jej światło i wykorzysta do przestawienia pociągów na nowe tory. Każde z was wchodzi w nią niepostrzeżenie dwa, trzy razy dziennie, wpływając na obraz tego świata. Są jednak ludzie, którzy z tej możliwości korzystają znacznie częściej. Wszystko co nie jest krotochwilą (błaha sytuacja) zostaje odnotowane w rejestrze zmian, mówiąc o tym jaki wpływ taki człowiek wywiera na funkcjonowanie kosmosu, na charakter wspólnego domu. "Te chwile" decydują o tworzeniu jego wzoru w matrycy stworzenia, jak i dalszym jego losie. Dlatego szczególną uwagę należy zwracać na swoje wybory i określające je marzenia, bo ten kto wypada ze zrodzeniowej formuły energetycznej, musi siłą rzeczy przyjąć nową. Zapomina się przy tym, że nowa formuła nie musi mieć wiele wspólnego za starym obrazem świata, tylko z nowymi zasadami funkcjonowania, które w pełni są odczuwalne dopiero wówczas gdy człowiek w ów projekt nowej rzeczywistości wejdzie na stałe. W ten sposób wyciskający na domu swym piętno ludzie ani nie przypuszczają, że otwierają drzwi do świata, który w niczym nie musi przypominać znanego obrazu rzeczywistości. Sądzą, że w nowym ujrzą stare, sobie podporządkowane, wpadają w pułapkę niewiedzy i sami stają się zwierzyną, mylnie założywszy, że ich moc i wypracowane związki z całością w nowym świecie nie tylko zostaną podtrzymane, ale i zwiększone. Nic bardziej mylnego. Odczucie, czy też zawieranie się w "Tej chwili" nie zwiększy ich przewagi w świecie chaosu. To, że jedni ludzie lepiej od innych odczuwają potencjał sprawczy nie oznacza iż ścieżka wyborów prowadzi ku lepszemu. Gdyby tak było to Neron i Hitler byliby koronowanymi królami po drugiej stronie życia. Oni dotarli do formuły "Tej chwili" zwiększając rytualnie swój wpływ na losy tego świata, ale nie pomogło to im w odzyskaniu utraconej mocy własnego imienia. To, że odnajdziesz łopatę i młot nie oznacza, że wykorzystasz je w dobrym celu. Niemniej warto zauważyć, że to właśnie źli ludzie celują w umiejętności wykorzystania wchodzenia w "Tę chwilę". Nie jest to jednak dowód na poparcie tezy o ich wyższości nad pozostałymi członkami społeczeństwa tylko jest to potwierdzenie doskonalszego wykorzystania formuł energetycznych mających swój początek w twórczym podejściu do marzeń i w odnajdywaniu w nich potencjału "Tej chwili". Potencjału znacznie przewyższającego ludzką wszystkomożliwość. Są jednak dwie drogi doprowadzające do wejścia czy też obudzenia się w tej chwili. Pierwsza to rytuał ogniskujący świadomość w obecności w "Tej chwili", druga to takie ustawienie potencjału energetycznego, zwłaszcza na ogniskowaniu uwagi na celu, by zaszły warunki umożliwiające wejście w bezczas i w bezprzestrzeń sprawczą, zwaną "Tą chwilą". Obie drogi są dobre i doskonale się sprawdzają, choć najczęściej odkrycie mocy własnego rytuału bierze swój początek w długiej manifestacji wzorów energetycznych, które odkrywa człowiek podczas pokonywania życiowych zawirowań. Decydując się na rytuał niekoniecznie wybierasz drogę na skróty, bo i zaistnienie oczekiwanego, jak i konsekwencje jego powołania są takie same. Czy łopatą, czy buldożerem zbudujesz wał przeciwpowodziowy. Nie ma to znaczenia dla obrazu świata i twojego artyzmu. Ów się pojawia i zaistnieje. Jednak świadome podróżowanie po obszarze "Tej chwili" nie tylko zawiera w sobie aspekt poznawczy, ale i sprawczy, co w sumie zmienia postrzeganie świata jako trwałego w ciągłości zdarzeń uformowanych przez określone wzory. Wejście w "Tę chwilę" usuwa mechanizm wzorów w cień pozwalając tworzyć coś co nazywamy umowną siłą cudu, czyli coś bezwzorowo. By tak się stało "Tę chwilę" musi umysł zaakceptować jako stałą ewentualność, a świadomość odkryć w sobie jako niewątpliwy stan. "Ta chwila" mobilizuje do akcji wszystkie twoje cząstki, jak i angażuje świadomość do przyjęcia nowego bez względu na jego charakter, czy to będzie z korzyścią dla niej, czy też nie. Człowiek miłujący całość jest tu przepustowy i całkowicie nastawiony na przyjęcie zmiany choćby dlatego, że będzie ona komuś służyć. Na poziomie duchowym nie występują blokady w odczuciu współjedności, ale na poziomie energetycznym mogą one być poważnym utrudnieniem. Tę niedogodność niweluje technika rytuału, jak i stan ciszy wynikły z odcięcia się od destrukcyjnych wibracji. Stan modlitwy (obszar ducha) i medytacji (obszar energii) mogą być kluczem do sukcesu dla tych, którzy wybierają znane w nieznanym, a więc możliwe w niemożliwym przy założeniu, że ma się wpływ na niemożliwe. Mistyczny stan obecności znacznie ułatwia to zadanie i, co ciekawe, nie wymaga analizy bowiem sam nią jest. Tak jak cukier nie szuka już substancji, z której można stworzyć słodzik tak stan obecności nie próbuje ustalić dróg prowadzących do celu bo tam obecność jest również usadowiona. Dołączenie do niej potęgi świadomości pozwala wejść w akt stwórczy czy twórczy co nazywamy stanem "Tej chwili". Skoro więc świadomość i obecność są zawarte wszędzie to wystarczy tylko odczytać granice owego zawierania się wszędzie, by ustalić w ten sposób siłę aktu sprawczego. Ona zawsze ma ten sam charakter bez względu na to czy zostanie stworzone słońce czy też malutki atom. To samo życie zawiera się w podziale jednokomórkowców jak i w przyjściu na świat ludzkiego dziecka. Uchwyć sens życia, wejdź w "Tę chwilę", a poczujesz zakres zmian jakie możesz wprowadzić dzięki darowi obecności w strukturze, w której się zawierasz. Jesteśmy po to by wdrożyć nasz wspólny plan na życie. Interweniujemy tylko wówczas gdy pierwiastek ludzki jest wątpliwy bądź nadwyrężony. Gdy jest mocny i rosnący sam ustala warunki swej mocy i wzrostu, jak i parametry struktur pozwalających przyjąć zapowiedziane zmiany. Ów pierwiastek to nic innego tylko magia imienia, to uruchomienie tą magią "Tej chwili", takie ustawienie początku zmian by prowadziło tę kreację ku nowemu. Synowi Bożemu pozostaje wówczas pilotowanie tych zmian, takie reagowanie na okoliczności by tworzyć jak najdogodniejsze warunki do realizacji planu, którym zajmuje się kreacja, która wespół za stałym hologramem tworzy aktywną zmianę na zaistnienie nowego obrazu świata. Wtedy w procesie zmian uczestniczy człowiek, który z mocy prawa określającego wartość imienia tworzy "Tę chwilę", czyli nowy program, który kreuje nowy ruch w strukturze przestrzeni po to, by zaistniało to, o co właśnie człowiekowi chodzi. Tak po prawdzie nie istnieje tu warunek jakichkolwiek działań, przetasowań, starcia olbrzymów, bowiem wszystko to, a więc przetasowania i starcia olbrzymów, wynikają z samej kreacji, a nie odwrotnie. To ów strukturalny plan wyciska owe zmiany, a nie owe sytuacje doprowadzają do zaistnienia potrzebnych sytuacji, stanów czy groźnych elementów. Ruch powstaje jako echo powstałej nagle konstrukcji. To tak jakby czytający mógł wybrać najbardziej odpowiadające mu zakończenie rozdziału czy całej książki. Jeden błysk, jedna decyzja, "Ta chwila" i czytamy o dalszych losach bohatera wedle własnych oczekiwań. Obudź się jako zdolny do wejścia w "Tę chwilę i powiedz o co ci chodzi, a reszta ułoży się sama. Powrót do spisu treści

Zobaczmy więc, jak można w naturalny i skuteczny sposób wzmocnić organizm przed nadejściem zimy: 1. Zacznij dzień od ciepłego śniadania. W okresie jesiennym i zimowym w moim domu rządzi owsianka* (na przykład pieczona, jak w TYM PRZEPISIE lub przygotowana w sposób, który opisuję TUTAJ) oraz kasza jaglana* (o której więcej

ROW Rybnik stanie w sobotę przed szansą na to, by zakończyć nerwowy sezon na bezpiecznym miejscu. Utrzymanie w eWinner 1. Lidze da mu choćby minimalne zwycięstwo nad Orłem Łódź. Ten ma z kolei szansę na... premię. 22 Lipca 2022, 17:21 WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Andreas Lyager Żużel. Długie oczekiwanie w Grudziądzu. Włókniarz zawsze zabierał bonus Motorowi Zacznijmy od łodzian. Po wygranej domowej z Aforti Startem Gniezno (52:37) zapewnili sobie oni utrzymanie i zarazem udział w fazie play-off tegorocznej kampanii. Zachowali też szansę na zgarnięcie premii w wysokości 50 tysięcy złotych. Warunkiem do tego, by ją zainkasować, jest jednak zwycięstwo nie w jednym, a dwóch meczach zamykających rundę zasadniczą eWinner 1. Ligi. Oprócz finansowego bonusu sponsorskiego Orzeł Łódź jedzie też o piąte miejsce, choć teoretycznie nie musi nawet w Rybniku wygrywać, ani w ogóle bronić bonusu, by to osiągnąć. Warunkiem byłaby tutaj jednak przegrana Zdunek Wybrzeża Gdańsk w Krośnie w spotkaniu odbywającym się o tej samej porze. Wtedy stanie się jasne, że zespół z centralnej części kraju w ćwierćfinale spotka się ze Stelmet Falubazem Zielona Góra. Jeżeli jednak spadłby za plecy gdańszczan, pojedzie z Abramczyk Polonią Bydgoszcz. O wiele większą stawkę jedzie natomiast ROW Rybnik. Gospodarze wciąż walczą o zachowanie ligowego bytu i daje się im w tej walce większe szanse na powodzenie. Raz, że wyprzedzają Start o punkt, dwa, że w bezpośrednim dwumeczu to oni zdobyli bonus, a trzy, że w ostatniej kolejce jadą z łatwiejszym przeciwnikiem. Gnieźnian bowiem czeka w niedzielę potyczka na swoim terenie ze znacznie wyżej notowanym od łodzian WIDEO Zdradził problemy trójki liderów Unii. Niespodziewane kłopoty Rekiny mają więc wszystko w swoich rękach, choć wciąż wszystko mogą stracić. Jeżeli nie staną na wysokości zadania, karty będzie rozdawać ich rywal z Grodu Lecha, który zmierzy się z bardzo silnym przeciwnikiem, lecz jadącym w tej rundzie o przysłowiową pietruszkę. Zielonogórzanie bowiem tak czy owak zajmą w tabeli drugie miejsce i na ten moment czekają już tylko na ćwierćfinałowego sezon jest dla ROW-u bardzo trudny. Tuż przed startem zmagań z wiadomego powodu z ich składu wypadł potencjalny lider - Siergiej Łogaczow. Stwierdzono, że próba jazdy z zastępstwem zawodnika za Rosjanina wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem, dlatego już na trzeci mecz do kadry dołączył wypożyczony Nicolai Klindt. Choć rybniczanie mieli wiele kłopotów i wciąż wisi nad nimi miecz Damoklesa, to oni są faworytem do tego, by uniknąć spadku do 2. Ligi Żużlowej. Awizowane składy: ROW Rybnik 9. Nicolai Klindt 10. Andreas Lyager 11. Patryk Wojdyło 12. Krystian Pieszczek 13. Grzegorz Zengota 14. Kacper Orzeł Łódź 1. Brady Kurtz 2. Luke Becker 3. Norbert Kościuch 4. Marcin Nowak 5. Niels Kristian Iversen 6. Mateusz Dul 7. Nikodem BartochPoczątek meczu: godz. 16:30 Sędzia: Arkadiusz Kalwasiński Komisarz toru + praktykant: Krzysztof Guz + Rafał Banasiak Wynik pierwszego spotkania: 51:39 dla OrłaPrognozowana pogoda na sobotę (za: Temperatura: 32°C Wiatr: 14,4 km/h Deszcz: mm CZYTAJ WIĘCEJ: Texom Stal Rzeszów zwolniła szkoleniowca Nieoczekiwany obrót spraw. Plaga kontuzji może być ich atutem w play-off Jakim rozstrzygnięciem zakończy się mecz w Rybniku? zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki WP SportoweFakty Stadion Miejski w Rybniku ROW Rybnik Żużel Orzeł Łódź Polska eWinner 1. Liga Rybnik Łódź
Serce jak szalone bije. Zrozumiałem po co żyję, Wiem, że czujesz to co ja. Ej, za krótko trwa godzina, Niech się chwila ta zatrzyma. Moim szczęściem chcę nakarmić, Calutki świat, zdziwiony tak. Wielka miłość, nie wybiera, Czy jej chcemy - nie pyta nas wcale. Wielka miłość, wielka siła, Zostaniemy jej wierni na zawsze. Taka krótka chwila, chwila zamyślenia. księżyc ,gwiazdy,niebo mnożą się marzenia, takie co swym ciepłem wypełniają serce, chce by tych marzeń było jak najwięcej. Niech zagłuszą smutek, co się w serce wciska by tęsknota znikła, a radość w nim tryska. About Latest Posts Serce mam otwarte, uśmiech w niego włożyłam i optymizm w sobie mam, zawsze taka w życiu różnie bywa, nie zawsze dobre dni, czasem smutek się wciska i przyprowadza serce blizny nosi, co już nie znikną z niego, wierzę, że może jeszcze trafić się coś dobrego. Bo jest nadzieja we mnie i mam swoje marzenia, co daje mi to ciepło, które się w uśmiech zmienia... Latest posts by ina0909 (see all) Przyjacielu - 28 grudnia 2016 Słowa - 28 grudnia 2016 Cieszmy się - 28 grudnia 2016 1iJI8r. 333 112 58 19 80 475 393 497 142

taka chwila jak ta